środa, 5 sierpnia 2015

4. Dalej się już nie da, czyli Portimão, Lagos, Sagres i Cabo do São Vicente w jeden dzień - cz. 1. / You can’t go any further, or Portimão, Lagos, Sagres and Cabo do São Vicente in one day - part 1.

Nasz bardzo przyjazny szofer, z którym ucięliśmy sobie dłuższą pogawędkę o stanie portugalskiego społeczeństwa, wysadził nas na przedmieściach Portimão.Our very friendly chauffeur, with whom we had a chat about the state of the Portuguese society, left us on the outskirts of Portimão.

Zatrzymaliśmy się przy dużym skrzyżowaniu przy położonymi tuż obok sklepie Lidl i restauracji McDonald’s (dziwnie jest mówić o tym miejscu restauracja ;P), która pewnie niejednego biednego turystę wybawiła z opresji. Po grubych zakupach w supermarkecie – po nieprzespanej nocy potrzebowaliśmy się porządnie pokrzepić - zajrzeliśmy do wyżej wspomnianego fast-foodu, gdzie Miki do woli skorzystał z Internetu, a ja podczas dwudziestominutowej sesji w łazience zdążyłam odbyć całą poranną toaletę, łącznie z umyciem włosów. Wypiłam poranną kawę i ruszyliśmy w drogę, do centrum Portimão, mijając przy tym pełno drogowskazów kierujących do Praia da Rocha. Znaleźliśmy informację turystyczną ulokowaną w miejskim teatrze i już z wyjaśnień urzędującej tam Pani – trochę widać niechętnej do większego wysiłku w sobotę – wynikało, że nic spektakularnego nie ma tu do zobaczenia. I cóż, nie pomyliliśmy się – główną atrakcją Portimão jest właśnie Praia da Rocha. Znajdowała się ona jednak zbyt daleko, by móc tam dotrzeć na piechotę, pocieszyć się widokami i jeszcze zdążyć na pociąg do Lagos na stację znajdującą się po drugiej stronie miasta. Mieliśmy jakąś godzinę, więc zdecydowaliśmy się spożytkować ją spacerując po centrum. 

Oprócz Teatro Municipal de Portimão (Miejskiego Teatru) położonego przy ładnym ogrodzie Jardim do Primeiro Dezembro, ozdobionym panelami z azulejos, można tu wyszczególnić tylko nieduży kościół Igreja Matriz Nossa Senhora da Conceição, do którego jednak nie mogliśmy wejść z powodu odbywającej się tam ceremonii ślubnej. Trochę dalej na południe, około 20 minut drogi piechotą wzdłuż brzegu, przy którym cumują niewielkie zazwyczaj łódki czy żaglówki, znajduje się miejskie muzeum, dawna fabryka sardynek, z których słynie Portimão. Po przeciwległej stronie rzeki Arade Miki wypatrzył niewielką miejscowość o jaskrawobiałej zabudowie, położoną nad piaszczystą plażą. Widok był rzeczywiście urokliwy, nie mieliśmy jednak możliwości udać się na taką przeprawę, jeżeli rzeczywiście chcieliśmy tego dnia zobaczyć Lagos i dalszą część Algarve. Jak dowiedzieliśmy się później, Ferragudo, czyli ta właśnie śnieżnobiała miejscowość, to perełka regionu, którą absolutnie trzeba zobaczyć – Miki wspominał ją cały następny dzień ;) 
We stopped at a big crossroads next to Lidl and McDonald’s, which had already helped plenty of poor tourists, for sure. After great shopping for food in the supermarket – we needed to fortify ourselves after the sleepless night – we visited the fast-food chain. This way, Miki could use the Internet connection as long as he wanted and I could give myself to a 20-minute session of the morning toilet, washing my hair included. I drank a cup of coffee and we were ready to go to the centre of Portimão, passing by numerous signposts inviting to the Praia da Rocha. We found the tourist information located in the municipal theatre. From the description given us by the Lady residing there – who was by the way quite reluctant to the idea of working hard on Saturday – it resulted that there’s nothing spectacular to see around except for the Praia da Rocha we’d just passed by. Unfortunately, the distance was too big now to come back, appreciate the views and still make it for the train to Lagos departing from the train station on the other side of the town. We only had an hour, so we decided to spend it walking through the city centre. 

Apart from Teatro Municipal de Portimão (The City Theatre) with a garden decorated with panels of azulejos in front of it, you can distinguish there a small church Igreja Matriz Nossa Senhora da Conceição, which we couldn’t see, though, due to a wedding ceremony. A bit further on the south, around 20 minutes of walking by the bank of the Arade river, where usually smaller boats moor, you can find the city museum in an old sardine factory, sardines being the pride of Portimão. On the opposite riverbank, Miki noticed a little town with the houses of purely white colour, located at the foot of a nice beach. The sight was indeed full of charm, but we didn’t have the possibility to cross the water if we really wanted to see Lagos and the further part of the Algarve. As we got to know later on, Ferragudo – this cute, snow-white town is a pearl of the region which you absolutely have to see – Miki was recalling it during the whole next day ;)
Igreja Matris Nossa Senhora da Conceição.
Przybrzeżna promenada w Portimão. Coastal boardwalk in Portimão.
Czas, który mogliśmy przeznaczyć na zobaczenie Portimão powoli dobiegał końca, musieliśmy zatem wracać w kierunku dworca kolejowego. Przeszliśmy się zacienionymi uliczkami centrum, między innymi Rua Diogo Tomé, gdzie można obejrzeć graffiti przedstawiające mężczyzn pracujących przy połowie owych sławnych sardynek. Na dworcu kupiliśmy bilety do Lagos – okazało się, że wszyscy podróżni poniżej 25. roku życia płacą za swoje bilety kolejowe jedną czwartą ceny mniej, zatem przejazd wyniósł nas zaledwie 1,50 euro na osobę. Pociąg, który wjechał na stację był ogromnie zapchany, potok pasażerów wysiadających z niego ze swoimi bagażami wydawał się nie mieć końca! (Znacie może to nagranie, w którym cała gromada ludzi wysiada z jednego maciupkiego samochodu osobowego, bo przez niewidoczne dla kamery drzwi z drugiej strony auta cały czas dosiadają się nowe osoby, aby zaraz z tego pojazdu wysiąść? Wyglądało to właśnie w ten sposób!) Udało nam się jednak dostać do środka i po 18 minutach byliśmy już u celu.The time which we could spend visiting Portimão was slowly diminishing, therefore we had to head to the train station. We went through the enshadowed streets of the city centre, among them Rua Diogo Tomé where you can find a graffiti representing men at work fishing for the famous sardines. At the train station we found out that all the clients under 25 pay for their tickets 25% less so our trip cost mere 1,50 euro per person. The train that pulled into a station was terribly crowded, the flow of passengers getting out of it with their enormous luggage seemed a never-ending story! (Do you know this video where a whole bunch of people gets out of a tiny car because new people constantly get to the vehicle by the door invisible for the camera? It looked exactly like that!) Finally, we managed, though, to embark and after 18 minutes we arrived to our destination.
Rua Diogo Tomé
Dworzec kolejowy w Lagos położony jest tuż nad zatoczką dla łodzi. Pełno jest tu budek, w których za 10 do 30 euro można kupić wycieczki do wyrzeźbionych przez ocean jaskiń i niedostępnych, nieziemskich plaż, z których słynie okolica – droższa wersja trwa zazwyczaj dłużej i obejmuje obserwację pluskających się u wybrzeży delfinów. My jednak udaliśmy się – jak zawsze – do informacji turystycznej, zasięgnąć bardziej szczegółowych informacji. Okazało się, że te najsłynniejsze nadwodne skalne formacje, które tak bardzo chcieliśmy zobaczyć, nie znajdują się w tej części Algarve, za czym zrezygnowaliśmy z wycieczki łodzią. Bardzo sympatyczny Pan udzielił nam jednak dokładnych wskazówek dotyczących miejskich atrakcji, a także wyjaśnił nam, jak pieszo dojść do najznakomitszych plaż Lagos oraz do słynnego Ponta da Piedade. The Lagos train station is situated by a small port. There were lots of boats and stands where for 10-30 euro you can buy an excursion to see the caves sculpted by the ocean and inaccessible otherwise, fantastic beaches, famous all over the world – the more expensive version usually includes the observation of dolphins splashing in the waters of the coast. We decided – as always – to get to the information point to solicit advice about the tourist attractions. We found out that the most known rock formation we longed to see is located in some other part of Algarve, so we gave up the boat trip. A very kind Sir gave us precise information concerning local places of interest and finally and most importantly, how to reach to the most alluring beaches of Lagos and to the glorious Ponta da Piedade.
Port w Lagos. Harbour in Lagos.
Na początek przeszliśmy się więc spokojnymi uliczkami miasta. Jeżeli chodzi o zabudowę, Lagos jest bardzo podobne do Albufeiry, równie wdzięczne i dumnie rozpostarte nad brzegiem oceanu, życie jednak wydaje się tu znacznie mniej intensywne i nie tak bardzo „na sprzedaż”. Butiki z pamiątkami i restauracje nie pchały się tak bardzo w oczy, nie było tam też tak wielkich, utrudniających ruch tłumów turystów. Sielankowa atmosfera zachęcała do nieśpiesznego spaceru, i tak błądząc uliczkami Lagos dotarliśmy Igreja do Santo Antonio, kościoła z bogato zdobionym wnętrzem na barokową modłę, będącym częścią miejskiego muzeum oraz do Praca Infante Dom Henrique. Na placu tym, położonym tuż nad wodą, stoi posąg królewskiego potomka znanego bardziej jako Henryk Żeglarz, który w XV wieku prowadził tu swoją działalność i planował dalekie wyprawy żeglarskie prowadzące do odkrycia m.in. Madery czy Azorów. Na placu tym znajdziemy nieduży kościół Igreja de Santa Maria, zaś po przeciwnej stronie, przu ulicy Rua da Senhora da Graça – budynek z arkadami, siedzibę pierwszego w Europie targu niewolników (Mercado dos Escravos). Piaszczystą promenadą po lewej stronie Igreja de Santa Maria obeszliśmy najładniejszy fragment murów otaczających miasto, po czym kontynuując dalej, doszliśmy do Forte da Ponta da Bandeira, XVII-wiecznego fortu. To begin with, we took a stroll through the streets of Lagos. When it comes to the aesthetics, the town is very similar to Albufeira, equally charming and proudly outspread along the shore, but its life is definitely less intensive and “for sale”. Souvenir boutiques and restaurants weren’t jumping brutally to our eyes, there were no terrifying crowds making the passage strenuous. The bucolic atmosphere encouraged to a leisurely walk – in this pace we arrived to Igreja do Santo Antonio, a church with a particular, baroque interior abundantly ornamented with gold, being a part of the city museum. A few steps ahead you arrive to Praca Infante Dom Henrique, a square situated just by the littoral, where you can find a statue of the king’s descendant, know better as Henry the Navigator who in the 15th century initiated there his geographical exploration and remote expeditions leading to the discovery of Madeira or Açores. We can also find a church Igreja de Santa Maria nearby and AT the opposite side, at Rua da Senhora da Graça – an arcade building, the first in Europe fair of slaves (Mercado dos Escravos). We took a sandy path on the left side of the Igreja de Santa Maria and we passed by the well-maintained fragment of the city wall and we continued forward until the Forte da Ponta da Bandeira, a fort dating from the 17th century.
Jedna z urokliwych uliczek Lagos. One of the charming streets of Lagos's.
Igreja de Santa Maria
Najlepiej zachowany fragment murów obronnych. A well-maintained part of the city wall.
Forte da Ponta da Bandeira
Na tym skończyliśmy zwiedzanie „kultury” i przystąpiliśmy do odkrywania „natury”, czyli słynnych plaż Lagos skrytych wśród skał i malowniczych urwisk. Pierwszą z nich była Praia da Batata (Ziemniaczana Plaża? Mnie nie pytajcie!) która w rzeczywistości składa się z trzech „części”, pomiędzy którymi można przechodzić poprzez wydrążone w skałach tunele. Dostęp tam jest czasem dość trudny, Miki musiał podsadzać pewną niską turystkę, która nie mogła dosięgnąć do przejścia, a ja sama delikatnie obdarłam kolano. Taka wędrówka pomiędzy plażami jest jednak niesamowitym przeżyciem, każda kolejna odkrywana zatoczka robi większe wrażenie i powoduje zachwyt, a turysta może poczuć się jak mały odkrywca! 

Kolejną nieziemską plażą jest Praia do Pinhão (w wolnym tłumaczeniu – Plaża Owocu Świerku). Na szczycie jednego z okalających ją urwisk zdecydowaliśmy się zrobić przerwę i zjeść drugie śniadanie, co, oczywiście, zapewniło nam posiłek z jednymi z lepszych widoków świata, ale z drugiej strony silny wiatr zasypał nas mnóstwem piachu, a mnie pozbawił kapelusza (cóż, mówi się, że zawsze powróci się tam, gdzie coś się po sobie zostawiło, oby była to dla mnie dobra wróżba ;)).
That was if for visiting the „culture” and we started discovering the “nature”, that is the remarkable beaches of Lagos, hidden among rocks and picturesque cliffs. The first one was Praia da Batata (Potato Beach? Don’t ask me!) which is in fact divided into three different parts. You can move between them by the tunnels in the stones, which makes the passing slightly difficult sometimes – Miki had to give a leg-up for one short tourist who couldn’t reach up and I got a few scratches on my knee myself. This hike through the beaches was a fantastic experience, though, the further you get, the more amazed you are and every tourist can finally feel like a little descubridor! 

The next incredible beach is Praia do Pinhão (in my free translation – The Beach of Pine Fruit). On the top of one of the surrounding cliffs, we decided to take a break and have a snack, which, obviously, provided us a meal with one of the best views on Earth, but also exposed us on a strong wind. As a result, our lunch was full of sand and I lost my hat (well, they say that you always come back to the places where you left something, let it be an auspicious sign for me ;))
Praia da Batata
Przejścia pomiędzy poszczególnymi częściami plaży. Passages through different parts of the beach.
Praia do Pinhão
Kontynuowaliśmy w kierunku Praia da Dona Ana, po czym musieliśmy odejść od brzegu, gdyż tuż za nią rozpoczynał się prywatny fragment plaży należący do jakiegoś hotelu. Wróciliśmy zatem w głąb lądu, tym bardziej, że do zobaczenia mieliśmy ostatnią czołową atrakcję Lagos, czyli Ponta da Piedade, zatoczka otoczona różnorodnymi formacjami skalnymi i urwiskami. Od miasta dzieli ją 30-minutowy marsz wzdłuż Estrada da Ponta da Piedade. W pewnym momencie na drodze tej zaczynają się stacje drogi krzyżowej umieszczone w białych budkach, które tak jak kiedyś pokutnikom, dziś nam wyznaczają cel podróży i odmierzają brakujący dystans.. U kresu Estrady czeka na nas latarnia morska i ok. 200 schodów (jednak nie tak trudnych do pokonania, jak twierdzi Internet) prowadzących do położonej poniżej małego „tarasu”, z którego możemy przyjrzeć się wnętrzu tej bajecznej zatoczki zapierającej dech w piersiach. Cumują tam też łódki, którymi możemy za, bodajże, 10 euro udać się w rejs wzdłuż linii brzegowej Lagos. Dodam jeszcze tylko, że warto Ponta da Piedade odwiedzić wczesniejszą porą – my dotarliśmy tam dopiero około godziny 19, więc całe wnętrze znajdowało się w cieniu, co, oczywiście, nie przeszkadza w podziwianiu oszałamiającego widoku, ale tragicznie odbija się na jakości zdjęć.We kept on moving towards Praia da Dona Ana but then we had to walk away from the coastline to avoid the private fragment of the beach belonging to some hotel. We came back further into the land, especially that we still had one more top attraction of Lagos to see – Ponta da Piedade, a splendid cove surrounded by various rock formations and precipices. It's an outlying area of the city and you have to walk around 30 minutes by Estrada da Ponta da Piedade to reach it. At a certain point you can see the white stations of the Way of the Cross, which map out the path and measure off the distance, just as they did before for the penitents. At the end of the Estrada there were a lighthouse and around 200 steps down waiting for us. The staircase isn’t that difficult to overpass as many of the Internet sources claim and it leads down to a sort of terrace with a breathtaking view of the inside of this marvelous bay. It is also a place where you can get a 10-euro boat trip around the coastline of Lagos. I would only add that it’s worth seeing the Ponta da Piedade earlier during the day – we arrived there around 7 p.m., so its whole interior was already hidden in the shadow, which, of course, doesn’t disturb the savouring of its stunning beauty, but unfortunately rebounds on the quality of the pictures.
Schody do raju. Staircase to paradise.
Ponta da Piedade
to jeszcze nawet nie koniec dnia!
oczywiście, że ciąg dalszy nastąpi! ;)
it's not even the end of the day! 
of course it's gonna be continued! ;)