czwartek, 25 lutego 2016

15. Weekend pośrodku Atlantyku - cz.3, centrum spowite mgłą. / Weekend in the middle of the Atlantic - part 3, center veiled in mist.

Po kilku chwilach sam na sam z nieogarnionym oceanem, wdrapałyśmy się na górę, gdzie zastałyśmy naszego kierowcę, jeszcze dochodzącego do siebie po brawurowych manewrach nad urwiskiem. Parka zaproponowała nam, byśmy kontynuowały przejażdżkę razem z nimi, na co chętnie przystałyśmy. Tym samym do końca dnia nie musiałyśmy się martwić o transport. Wsiedliśmy do samochodu i cofnęliśmy się na zachód, skąd mieliśmy zamiar przebić się środkiem wyspy na jej południowy brzeg.After a few moments with the limitless ocean, we climbed up and found our driver still recovering after the reckless maneuvres by the precipice. The couple invited us to continue the ride across the island with them, what we gladly accepted. This way, we didn't have to worry about the transport during the rest of the day. We got into the car and drove back west, where we aimed to start our journey to the south coast of the isle.

Zatrzymaliśmy się na chwilę w miejscowości Porto Formoso, której port nie był jednak tak piękny, jak mogłaby na to wskazywać nazwa. Po kilku minutach wróciliśmy do auta i kontynuowaliśmy drogę w kierunku południa. Naszym następnym przystankiem była Lagoa das Furnas.We stopped for a while in the town named Porto Formoso, although its port wasn't as beautiful as the name could imply. A few minutes after we came back to the vehicle and we continued our way south. The next stop was Lagoa das Furnas.
I tym razem droga miała okazać się swoistą zasadzką. Wystarczyło zaledwie 15 minut jazdy, by spowiła nas mgła, a z każdym pokonywanym kilometrem i metrem nad poziomem morza robiło się coraz gorzej. Pogoda w centrum wyspy zdecydowanie nie dopisywała, a jezioro, zamiast turkusowo i urokliwie, wyglądało raczej jak Loch Ness – co też, szczerze mówiąc, tworzyło ciekawą atmosferę. Nad praktycznie nieruchomą wodą płynęły gęste kłęby mgły, przerzedzające się od czasu do czasu. Nawet obsługa tego miejsca dziwiła się, że zastała nas taka pogoda – mówili, że coś takiego zdarza się tu co najwyżej kilka razy w roku.

Do wszechobecnej mgły dołączały się także opary dobiegające z tutejszych gejzerów – niedużych i nie pryskających spektakularnie dookoła, ale przyjemnie bulgoczących i lekko ocieplających powietrze. Dzięki termicznym właściwościom terenu rozwinęła się tam pewien charakterystyczny kulinarny zwyczaj – produkcję cozido à portuguesa, swojego rodzaju portugalskiego gulaszu, dojrzewające w rozgrzanej ziemi. Wszystkie składniki umieszcza się w wielkim rondlu, przykrywa się, po czym umieszcza się je w wykopanym w ziemi dołku i szczelnie zasypuje piachem. Potrawa spędza pod powierzchnią 24 godziny i gotuje się powoli, i to właśnie zapewnia doskonałe wymieszanie się smaków.

Warto przy tym zauważyć, że ciepłe okolice Lagoa das Furnas przyciągają całe stada kotów – gdziekolwiek nie spojrzeć, wszędzie wylegują się rozleniwione kocury.
This time the road was about to show up as hell just as well. Just a quarter was enough time for the weather to change completely. A dense fog dropped on us, every travelled kilometre and meter above the sea level just made the situation worse. The aura in the island's centre was undoubtedly down and the lake, instead of turquoise and charming looked rather like Loch Ness - what, to be honest, also created a particular atmosphere. Above the practically still surface of the water, clouds of thick fog were passing, thinning out from time to time. Even the local service was surprised by such a weather - they were saying that something of this kind happens at most a few days a year. 

Apart from the omnipresent fog, the place was wrapped in clouds of vapour coming from the nearby geysers - not too big and not splashing around spectacularly, but gurgling pleasantly and warming up the air. The thermal properties of the area allowed the development of a particular culinary custom - the production of the cozido à portuguesa, a kind of a Portuguese stew, maturing in the warm ground. All the ingredients are put into a big pot,  then placed in a hole in the soil and covered with sand. The dish spends 24 hours under the surface and cooks slowly, which ensures the perfect mixture of flavours.

It is worth remarking, by the way, that the warm surroundings of Lagoa das Furnas are attracting great hordes of cats - wherever you look, they lie spread all over the place.
Z Furnas kontynuowaliśmy dalej na południe, zmierzając już w kierunku Ponta Delgada. Zaczynało zmierzchać, wsiedliśmy do samochodu i wyruszyliśmy w drogę, jednak po 15 minutach spowiła nas nieprzenikniona mgła, nie widzieliśmy dosłownie nic. Dookoła nas była tylko gęsta, szarawa ściana, robiło się coraz, coraz ciemniej. Byliśmy w stanie dostrzec jedynie środkowy pas dzielący jezdnię i tylko dzięki temu udało nam się nie wpaść na pobocze. Poruszaliśmy się żółwim tempem, maksymalnie 10 kilometrów na godzinę. Byliśmy maksymalnie skupieni na przerywanej linii wyznaczającej środek jezdni i na wykryciu ewentualnej obecności innych aut. Po 20-30 minutach, które wydawały się wiecznością, udało nam się wreszcie wyjechać z mgły i zobaczyć dobiegające z daleka światła wybrzeża. Dojechaliśmy do Ponta Delgada prawdziwie wycieńczeni.
 

Nasi towarzysze podróży wysadzili nas przy porcie, skąd nabrzeżną aleją i uliczkami centrum  wróciłyśmy do naszego hostelu. Była godzina 19 i padłyśmy na łóżka, zmęczone intensywnym dniem. Miałyśmy jeszcze trochę ponad godzinę do wyjścia do najszerzej rekomendowanej restauracji w Ponta Delgada – A Tasca. Lokal słynie z doskonałych, wyszukanych ryb, przystępnych cen i ciepłej, swojskiej atmosfery. Gdy weszłyśmy, sala była wypchana po brzegi. Kelner wskazał nam stolik, objaśnił imponującą kartę dań rybnych i 20 minut później pojawiły się przed nami dwa talerze z rybami, których egzotycznych nazw nie potrafię sobie obecnie przypomnieć, a nigdy nie pomyślałabym nawet, że kiedykolwiek mogłyby pojawić się na moim talerzu. Były bardzo dobrze przyrządzone i smakowały wybornie. Na koniec wieczoru zabawny, długowłosy kelner, zabawiał nas świetnie wypracowanymi zwrotami w języku polskim – mówił z naprawdę dobrym akcentem! Było to bardzo dobre zakończenie naszego wyjazdu.

Już kilka godzin później musiałyśmy być na nogach, gdyż przed godziną 5 rano zajeżdżał po nas lotniskowy busik. Dowlokłyśmy się do terminala i już przed 7 przelatywałyśmy ocean, by o 9:30 kontynentalnego czasu wylądować na lotnisku Lisboa Portela.

Pewnym jest, że opuściłyśmy São Miguel nie zobaczywszy więcej niż frakcję tego, co wyspa ma do zaoferowania. Mimo to, warto było zobaczyć cho
ć tę cząstkę, i pozostać z niezaspokojonym apetytem na jeszcze. 
From Furnas we continued to the south, heading to Ponta Delgada. It was  already getting dark, so we got into the car and hit the road, but after 15 minutes we were completely wrapped in the impenetrable fog, we couldn't see a thing. We were facing a thick, greyish wall of mist and it was getting darker and darker. We were only able to recognise the white line separating the two sides of the road and only because of that did me manage to keep the course. We were moving slowly as snails, 10 kilometres per hour at our top. We were extremely focused on the broken line showing the middle of the path and on detecting any presence of other vehicles. After 20-30 minutes which seemed an eternity, we managed finally to drive out of the fog and see the lights of the coastline. We reached Ponta Delgada truly exhausted.

Our trip companions left us by the port and from there, by the coast avenue, we came back to our hostel. It was 7 pm. and we just dropped dead onto our beds, tired after the intense day. We still had some free time before leaving to the widely recommended restaurant of Ponta Delgada - A Tasca. The place is famous for delicious, exquisite fish, affordable prices and cosy, welcoming atmosphere. When we stepped in, the room was filled to its capacity. The waiter pointed our table, explained the impressing fish dishes menu and 20 minutes later two robust plates appeared in front of us. I cannot even remember the exotic names of the fish we ordered and I would have never thought that they could ever be a part of my diet. They were prepared perfectly  and their taste was just excellent. At the end of the evening, a funny, long-haired waiter was entertaining us with some nice Polish expressions with an impeccable accent. It was a great finish of our travel. 

Just a few hours later we had to be on the run, because the airport bus would come to take us to the terminal before 5 am. We crawled to the gates and at 7 am. we were already flying over the ocean to land on the continental Portuguese ground at the Portela Airport. 

It is sure that we left São Miguel without even seeing more than a fraction of what the island has to offer. Despite that, it was definitely worth it to see at least this tiny part, and stay with an insatiable appetite for more.