Moja portugalska historia nie zacznie się zgodnie z porządkiem chronologicznym – zbyt kusi mnie opis ostatniego szalonego weekendu, jaki spędziliśmy z moim chłopakiem na południowym wybrzeżu Portugalii. | My Portuguese story is not going to start in a chronological order – I am tempted to much by describing the last crazy weekend spent with my boyfriend on the southern cost of Portugal. |
W czwartkowy wieczór, 23 lipca, wyruszyliśmy do Évory, stolicy Alentejo, regionu położonego w centrum Portugalii. Podróż busem Rede Expressos, jednej z największych firm transportowych Portugalii wyniosła nas 10 euro (taryfa dla studentów, pełny bilet jest niewiele droższy) i zajęła 1,5h. O 19 byliśmy już na dworcu autobusowym Évory, gdzie czekał na nas umówiony host z couchsurfingu (www.couchsurfing.com – jeden z najlepszych sposobów na zakwaterowanie w czasie podróży), Tomás. Zaserwował nam na sam początek krótkiego pobytu podróż samochodem na oddalony o 4km od ścisłego miasta punkt widokowy, z którego roztaczał się piękny widok na całą okolicę. Przybliżył nam trochę historię Évory i wskazał najciekawsze budowle, jakie mogliśmy zobaczyć na horyzoncie. Zostawiliśmy następnie bagaże w jego mieszkaniu, po czym wyruszyliśmy na zwiedzanie. Évora wywarła na mnie niejasne wrażenie. Stolica gigantycznego regionu, wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO wyglądała raczej jak wioska, w najlepszym wypadku niewielka miejscowość pełna niskich domów – wszystkie pomalowane w taki sam sposób na biało z żółtymi, szarymi, rzadziej niebieskimi i zielonymi obramowaniami. Nasz gospodarz wyjaśnił nam, że mieszkańcy są zobowiązani przez lokalne władze do zachowania takiej kolorystyki - wyróżnienie przez UNESCO zobowiązuje. W rezultacie wszystkie wąskie, brukowane uliczki wyglądają identycznie, tworząc istny labirynt, który skutecznie utrudnia powrót do domu wracającym z nocnych szaleństw studentom – będącym obok turystów głównym źródłem dochodu miasta. My jednak przybyliśmy do Évory w środku wakacji i miasto wydawało się kompletnie martwe – większość barów i sklepów była pozamykana, a zamiast miejscowych dyskutujących w kafeteriach mogliśmy zobaczyć tylko azjatyckich turystów smętnie przechadzających się po placach. Ten ciężki spokój i niecodzienna cisza dawały wrażenie upadłego dworku szlacheckiego. Oprócz wszechobecnych, identycznie wyglądających domów, miasto zostało zdominowane przez Uniwersytet, który zajmuje większość bardziej reprezentacyjnych budynków miasta, teraz monumentalnie pustych. Interesującym elementem zabudowy jest mur, a właściwie trzy mury otaczające „starą” część Évory oraz akwedukt, w który wbudowane zostały fasady budynków mieszkalnych. Jednym z najważniejszych punktów miasta jest Largo do Conde de Vila Flor, w centrum którego znajduje się jeden ze śladów romańskiej przeszłości miasta, Templo Romano, zwana także – błędnie – Świątynią Diany. Można na nią jedynie popatrzyć z boku, choć, jak twierdził Tomás, studenci tamtejszego uniwersytetu mają w zwyczaju ignorować blokujące dostęp barierki i urządzać sobie piwne pikniki w ruinach budowli. Obok znajduje się niewielki, ale przyjemny ogród, Jardim Diana - Ogród Diany, z fontanną, w której można się ochłodzić (picie wody z takich ujść nie jest zwykle sygnowane przez lokalne władze, ale mnie do tej pory nie zaszkodziło), oraz świetnym widokiem na miasto. Trochę dalej za Romańską Świątynią mieści się pewnie najdroższy hostel Portugalii, "Pousada Dos Lóios", i miejskie muzeum, a jeszcze dalej miejska katedra Sé. Jeśli przejdziemy się jeszcze kawałeczek, wyjdziemy na Largo de Porta da Moura, gdzie oprócz stojącej centralnie fontanny ukaże się naszym oczom dom z uroczo ozdobionym tarasem. Jeżeli dobrze przyjrzycie się zdjęciu zalączonemu poniżej, zobaczycie na nim kierunkowskaz ze wskazanymi odległościami pomiędzy miastami – pierwsza pozycja, Beja, miejscowość oddalona od Évory o 80km, to także miejsce, w którym znajduje się najbliższe kino. To „eworzańskie” zostało zamknięte kilka lat temu w imię budowy centrum handlowego, z którego do tej pory nic jeszcze nie powstało. Ciekawy paradoks, że w mieście pełnym studentów nie ma ani jednego kina! Zjedliśmy późną kolację w knajpce polecanej przez naszego hosta, gdzie serwują świetną bifanę – można powiedzieć, kanapkę z kotletem schabowym – w atrakcyjnych cenach (wersja podstawowa kosztowała nas zaledwie 1,90 euro), po czym udaliśmy się na wieczór klaunów współorganizowany przez Tomasa. Évora, której klimat przypomina odrobinę ten pustynny – za dnia patelnia, w nocy lodówka – zaczęła szybko się ochładzać i już o 23:30 zaczęłam skomleć o powrót do mieszkania. Położyliśmy się spać około północy i następnego dnia o 8 rano opuściliśmy nasz przytułek, aby zrobić jeszcze szybką rundkę po mieście, kupić prowiant (w centrum tego miasta nie znajdzie się praktycznie żadnego supermarketu, żadnego „Pingo Doce”, czyli ekwiwalentu polskiej „Biedronki”, aby więc nie pokonywać wielkich odległości w poszukiwaniu dużych sklepów znajdujących się głównie poza miastem należy zaopatrywać się w mniejszych „spożywczakach” prowadzonych przez lokalnych mieszkańców, nie zawsze jednak oznacza to tragicznie wysokie ceny) oraz udać się na wylotówkę w kierunku południa i zacząć łapać stopa do Algarve, południowego regionu Portugalii położonego nad jednymi z najlepszych plaż świata (chciałabym przy tym serdecznie polecić Hitchwiki - www.hitchwiki.org - skarbnica wiedzy i porad dotyczących autostopowania, w której znajdziecie szczegółowe opisy jak wydostać się z prawdopodobnie każdego większego miasta na świecie. Jeżeli nie spodoba wam się ten serwis, najłatwiejszym sposobem odnalezienia najlepszej drogi wyjazdowej będzie wpisanie nazw miejscowości w mapach Google). Pomimo sceptycyzmu naszego gospodarza już po kilkunastu minutach zatrzymał się przy nas pierwszy samochód. Przyjaciel kierowcy, który mówił bardzo dobrze po angielsku, opowiedział nam o niesamowitej historii swojej nielegalnej przeprawy przez meksykańsko-amerykańską granicę, gdy to w latach 80. wyjechał z Portugalii w poszukiwaniu lepszego życia. Wysadzili nas w niewielkiej, ale uroczej miejscowości 40km dalej, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w kierunku drogi wyjazdowej z miasteczka, po której jednak nie krążyły prawie żadne pojazdy. Mieliśmy wrażenie, że znaleźliśmy się w kolejnej bezludnej mieścinie, w której utkniemy na dobre kilka godzin. Być może właśnie przez wzgląd na te jawnie niekorzystne dla nas warunki zatrzymał się przy nas już trzeci przejeżdżający samochód. Kierowca przyznał, że wyjazd na stopa z takiej wioski to nie najlepszy pomysł, jednak podwiózł nas na obrzeża Bejy (to ta miejscowość z kinem). Mogliśmy pożywić się w pobliskim hipermarkecie i już godzinę później znów stanąć do autostopowego boju. Po jakimś czasie zatrzymał się przy nas młody chłopak, student Akademii Muzycznej w Évorze, który wracał do rodzinnego Algarve przed wyjazdem z orkiestrą do Niemiec. Okazało się, że może nas zawieźć aż do Albufeiry, jednego ze znanych kurortów południowego wybrzeża, na co, oczywiście, z radością przystaliśmy. ciąg dalszy nastąpi ;) | On the Thursday evening, the 23rd of July, we went to Évora, the capital of Alentejo, a region in the centre of Portugal. The ride with Rede Expressos, one of the biggest transport companies of Portugal, cost us 10 euros each (including students discount, the full ticket is just slighty more expensive) and took us 1h30. At 7 p.m. we arrived at the bus station of Évora where our couchsurfing host, Tomás, was already waiting for us (www.couchsurfing.com – I strongly recommend, one of the best ideas for accommodation during your travels). For the beginning, he served us a short trip in his car to a viewing point about 4km away so that we could cherish a wonderful view of the city and its surroundings. He told us a few words about Évora’s history and described the most interesting buildings we could spot on the horizon. Then we left our luggage at his place and set off on a walk around the town. Évora made a vary unclear impression on me. It is a capital of a huge region, inscribed in the list of World Heritage Site of UNESCO, and it was looking rather like a village, at best like a small town full of low-rise houses. All of them were painted in the same way, white with yellow or grey, less frequently blue or green frames. Our host explained us that the residents are obligated by the local authorities to preserve this colour scheme - the distinction of the UNESCO obliges. As a result, all the narrow, cobbled streets look just the same and create a real maze efficiently disturbing the drunk students coming back home after night insane parties. The students are, by the way, the main source of income of the city. Miki and I though, we arrived there in the middle of the summer and the city looked completely dead. The majority of bars and shops were closed and instead of locals discussing in the cafés we could only see some asian turists wandering cheerlessly on the squares. This heavy placitude and uncommon silence made an impression of a fallen rural paradise. Except for the omnipresent identical houses, the city has been dominated by the University which occupies the majority of the more representative constructions, now monumentally empty. One of the interesting structures is the wall, or in fact three walls embracing the old Évora and the aqueduct with the facades of the houses built between its "legs". Among the most important points of the city we can distinguish Largo do Conde de Vila Flor, in the centre of which is located one of the traces of roman past of the city, Templo Romano, also called - incorrectly - the Temple of Diane. You can only appreciate it from a distance, although as Tomás claimed, the students of the local university have a tendency to ignore the barriers and throw beer picnics in the remains of the monument. There is a small but pleasant graden Jardim Diana - Diana's Garden located nearby, with a fountain for some refreshment (the cleanliness of the water from similar water intakes usually isn't attested by the local authorities but so far, it hasn't done harm to me) and an excellent view of the city. A bit behind the Roman Temple you can see probably the most expensive hostel in Portugal, "Pousada Dos Lóios", and the city museum, and a bit further away, the cathedral. If you continue even further away, you'll enter Largo de Porta da Moura where apart from centrally placed fountain you'll see a charming house with adorably decorated terrace. In the photo joint underneath you can see a board with the infformation about the distances to other cities and among them the first position, Beja, 80km away - the place where you can find the closest cinema. The Évora one has been closed several years ago in order to build a shopping mall which hasn't been achieved so far though. It's an intriguing paradox, isn't it, that in the city inundated by students you can't find any cinema! We ate a late dinner in a joint recommended by our host. They serve a great bifana over there - you can describe it as a pork cutlet in a roll - at a reasonable price (the basic verison costs only 1,90 euros) and we headed to a clowns' show coorganised by Tomás afterwards. Évora whose climat resembles a bit the desert one - frying pen by day and a fridge by night - cooled off quite quickly and already at 11:30 p.m. I started begging to come back home. We fell asleep around midnight, woke up at 8 a.m., left the house to take one more trip around the city, buy some provisions (in the city centre there are hardly any supermarkts such as "Pingo Doce", therefore if you don't want to carry out a whole journey to the bigger shops located outside its premises, you should try the smaller groceries run by the locals - it doesn't always mean spending a fortune, though) and walk towards the road out of the city to hitchhike in the direction of Algarve, southern region of Portugal surrounded by one of the most enchanting beaches of the world (I would love to mention and recommend on this occasion Hitchwiki - www.hitchwiki.org - a fount of knowledge concerning hitch-hiking where you can find detailed descriptions and advice about how to get out of probably every bigger city in the world. If you don't take to this portal, you can always use Google Maps to check the recommended ways to get from one place to another). In spite of the scepticism of our host, just after a quarter of waiting the first car pulled off the road to offer us a ride. The friend of the driver, who spoke English very well, told us the story of his illegal passage through the Mexican and American border when in the 80's he left Portugal to find better perspectives. They dropped us off in a tiny but chariming village, we said good-bye and headed for the road out, unfortunately completely abandoned by vehicles. We had an impression that we reached some kind of uninhabited town where we're going to be stuck for several hours at least. Maybe it was beacause of these obviously unfavourable circumstances that already the third car stopped to help us out. The chauffeur admitted that hitch-hiking from this village wasn't indeed the best idea and he left us on a huge crossroads near Beja (the city with the closest cinema which I have already mentioned). We took a moment of rest in a nearby shopping centre and one hour later we were just ready to confront yet another hitch-hiking chellange. After a while we were already in the car of a young student of Music Academy of Évora who was coming back to his hometown in Algarve before taking a travel to Germany with his orchestra. He proposed us a lift straight to Albufeira, one of the most famous resorts of the southern coast, which we gladly accepted. to be continued ;) |
Typowa zabudowa Évory z akweduktem w tle. Typical buildings of Évora with an aqueduct in the background. |
Domy wbudowane w akwedukt i typowe dla Évory tabliczki "azulejos" z nazwami ulic. Houses built into the aqueduct and typical for Évora "azulejos" tiles with the names of the streets. |
Largo do Conde da Vila Flor z ogrodem Diany i romańską świątynią. Largo do Conde da Vila Flor with the Diana's garden and the roman temple. |
Widok na miasto z tarasu widokowego przy Ogrodzie Diany. The city view from the observation deck in the Diana's Garden. |
Katedra. The cathedral. |
Wieczór klaunów. The clown show. |